wtorek, 23 lipca 2013

Ewa Białołęcka – Wiedźma.com.pl



Tytuł: Wiedźma.com.pl
Autor: Ewa Białołęcka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Opis książki: Z nią zdradzicie nawet swój komputer!Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom... Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.I TO BEZ POMOCY GOOGLE!Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie...Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina - mix o idealnie wyważonych proporcjach...
Ocena: 5/6

Na wstępie oczywiście prywata. Zacznijmy od tego, jak w ogóle doszło do tego, że napisałam jakąkolwiek recenzję. Otóż przeczytałam książkę. Stało się to dość niespodziewanie, mianowicie dwa wieczory temu poczułam fizyczny niemal ból, który był efektem tęsknoty za książkami (trwało to dość długo, ale raz, że praca, a dwa, że wisi nade mną widmo „Ireny”, którą muszę przeczytać, a co idzie mi dość opornie i to z jednego, konkretnego powodu, ale o tym później). Jako że skończyłam tworzyć sherlockowego gifseta na tumblra, na który pomysł od jakiegoś już czasu chodził mi po głowie, a który zajął mi, nie przymierzając, jakieś dwa dni, poczułam się dziwnie odciążona (nie wiem, jak Wy, ale ja, jak coś sobie umyślę, to dopóki planu nie zrealizuję, chodzę jakaś zestresowana). Wtedy dotarło do mnie, jak strasznie tęsknię za książkami. Normalnie jak Mjolnirem w potylicę. Wygrzebałam więc gdzieś z czeluści dysku twardego zakurzony folder o wdzięcznej nazwie „książeczki” i odpaliłam pierwszą z brzegu. Nie było czasu na zrzucanie na czytnik, musiałam coś przeczytać natychmiast. I jak odpaliłam, tak za jednym posiedzeniem przeczytałam mniej więcej połowę. Teraz czas na recenzję właściwą.

                                                                  ***

„Wiedźma.com.pl” to historia młodej, samotnej matki zajmującej się redagowaniem książek. Krystyna Szyft, bądź też Reszka dla rodziny i znajomych, wraz ze swoją latoroślą pomieszkuje kątem u rodziców, borykając się przy okazji z kłopotami finansowymi. Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, Reszka dowiaduje się, że dostała spadek. I to nie jakiś tam pierścionek z tombaku z oczkiem udającym rubin – nie, nie. Kobieta otrzymała dom od Katarzyny Szyft – osobie zupełnie sobie nieznanej, warto dodać – we wsi o jakże uroczej i ortograficznie niepoprawnej nazwie Czcinka. Jako osobnik uzależniony od Internetu, czym prędzej wklepuje Czcionkę w Google i… i nic. Czcinki w Googlach nie ma. Nie ma jej też na mapach, tak zwykłych, jak i sztabowych użyczonych przez kolegę Krystiana Szyfta – ojca Reszki. Teoretycznie Czcinka po prostu nie istniała. Na szczęście Czcinkę podciągnięto pod oddział pocztowy w Tarnikach, o których Internet już coś niecoś słyszał. Krystyna więc, po załatwieniu formalności u notariusza, pakuje torbę i wyrusza obejrzeć swój spadek.

Będąc w Tarnikach, Reszka odwiedza pierwszy lepszy spożywczak, żeby rozeznać się, jak do tej Czcinki dotrzeć, o ile ów Czcinka w ogóle istnieje. Okazuje się, że do wioski można dość jedynie „z buta”. Trzy kilometry ścieżką przez las. Eskortowana przez wątpliwej inteligencji, acz solidnej postury młodzieńca (który zachowywał się co najmniej dziwnie, a po pewnym czasie czmychnął po prostu na rowerze, zostawiając Reszkę samą w środku lasu) trafia w końcu do miejsca przeznaczenia. Czcinka okazuje się wioską nie byle jaką, gdyż Krystyna ma wrażenie, jakby przeniosła się w czasie, a uczucie to pogłębia się, kiedy dostaje się do swojego domu (co zresztą nie odbyło się łatwo, przyjemnie i bez walki) i zastaje tam kuchnię węglową, brak pralki, a o istnieniu – a raczej nieistnieniu – wanny chyba nawet nie warto wspominać. Pierwszej nocy Krystyny w przyszłym miejscu zamiesz(k)ania także nie można zaliczyć do udanych, gdyż ktoś bezczelnie próbuje włamać się do domostwa. Atak zostaje odparty tłuczkiem do mięsa.

W miarę zapoznawania się z „tubylcami”, Reszka odkrywa, że w Czcince nazwisko Szyft budzi szacunek graniczący ze strachem, a sama Katarzyna Szyft traktowana była niemalże jak Królowa Matka. Po drodze młoda kobieta zaprzyjaźnia się z pasierbem swojej ciotecznej babki, a jednocześnie jedynym w miarę inteligentnym okazem w okolicy, Andrzejem Kobielakiem, który dodatkowo okazuje się być lekarzem. Im dłużej jednak Reszka przebywa w Czcince, tym dziwniejsze rzeczy dzieją się dookoła niej, a ona coraz częściej i coraz intensywniej zastanawia się, dlaczego to właśnie ona otrzymała ten dom po Katarzynie Szyft. Kim była ta kobieta i co takiego wydarzyło się w wiosce na przestrzeni lat?

Tyle o samej fabule. I tak mam wrażenie, że za dużo zdradziłam. Teraz konkrety.

Książka jest dobra. Przyjemnie się czyta, styl autorki jest naprawdę godny podziwu, słownictwo i lekkość, z jaką nim operuje, to prawdziwa uczta dla oczu. Po przeczytaniu nasuwa mi się stwierdzenie „błyskotliwa i pełna humoru”, bo tego tutaj niemało. Nie brak też elementu zaskoczenia, grozy, a i wątków paranormalnych jest sporo (w zasadzie, to jest to podstawa książki, tak szczerze mówiąc). Urzeka relacja Reszki z jej synem Jeremim, a także relacja dziadek – wnuk. Naprawdę można poczuć zażyłość łączącą tych ludzi. W książce nie brak też wątku miłosnego, trochę niepotrzebnego moim zdaniem i nieco kulawego, bez niego byłoby równie ciekawie. Co do postaci głównej bohaterki, to ogólnie rzecz biorąc jestem na tak. Fajna babka, z fajnym dzieciakiem i fajną, choć może niezbyt dobrze płatną pracą. Było jednak coś, co irytowało mnie niemożebnie. Chodzi tu mianowicie o udawanie babki typu „jestem samowystarczalna, mam wysokie ajkju i nie zawaham się go użyć, pyskata, sarkastyczna, niczego się nie boję, słowem rżnę trudną do zdobycia, ale niech tylko jakiś facet okaże mi trochę ciepła, to chętnie do niego przylgnę i już raczej nie odpuszczę”. Nienawidzę tego, po prostu nienawidzę (i to jest właśnie powód, dla którego kilka miesięcy odstawiłam „Irenę”). Nie cierpię, kiedy ktoś traktuje ludzi z góry i wydaje mu się, że jest jakimś cudem lepszy od nich. Reszka taka właśnie momentami była, ale w ogólnym rozrachunku była raczej do zniesienia.

Ogólnie książka jest miła w odbiorze, lekko, szybko i przyjemnie się czyta i jest dość wciągająca (czytałam dzisiaj do 4 z groszami). Polecam tym, którzy mają ochotę na coś, co nie jest opasłym tomiszczem, a przy okazji ma ciekawą fabułę i jest po prostu miłe dla oka.

4 komentarze:

  1. Sama nie wiem, fantastykę czasami czytam, więc może się skusze bo brzmi dość interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Twojej recenzji przypomniałam sobie, że książka czeka już na mojej półce :D Muszę ją w końcu stamtąd ściągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i w końcu jest recenzja :D Coś wiadomo o dalszych planach? Planujesz odrestaurować bloga i troszkę popisać w najbliższym czasie? Byłoby bardzo fajnie móc poczytać coś częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, postaram się, ale nie ma letko, rozumiesz xD Gdybym miała tu dodatkowo zamieszczać recenzje filmów, to jeszcze jakoś by się to kręciło, a z książkami teraz u mnie tak sobie. Chociaż będę się starała czytać częściej i więcej, bo mi tego brakuje.

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, wszelkie komentarze są bardzo mile widziane :)

linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...