sobota, 27 lipca 2013

Tammara Webber - Tak blisko...


Tytuł: Tak blisko...
Autor: Tammara Webber
Wydawnictwo: Jaguar
Opis książki: Poruszający i niebanalny romans obyczajowy skierowany do młodych kobiet. Bestseller – prawie osiemset opinii na Amazonie, w tym ponad sześćset pięciogwiazdkowych. Książka o miłości, odwadze i poczuciu winy, które mogą zmienić całe ludzkie życie.
Kiedy Jacqueline przyjechała za swoim chłopakiem, do college’u, nie spodziewała się, że po dwóch miesiącach Brad zakończy wieloletni związek. Teraz musi odnaleźć się w zupełnie obcej rzeczywistości – jest singielką, studiuje ekonomię zamiast muzyki, a byli znajomi traktują ją jak powietrze.
Ocena: 3+/6

Jakiś czas temu (już bardzo dawno temu właściwie) otrzymałam od Jaguara książkę, ale z braku czasu odłożyłam ją na półkę i tak zerkałam codziennie w jej stronę. Przyciągała okładką i opisem, więc w przypływie czytelniczej weny sięgnęłam i połknęłam w dobę z kawałkiem. Ale do rzeczy.

Jaqueline poznajemy w momencie, gdy przeżywa najlepsze chwile swojego życia, innymi słowy – studia. Dziewczyna jest uzdolnionym muzykiem, jednak nie zdecydowała się na szkołę typowo muzyczną; wybrała uniwersytet stanowy, by być jak najbliżej swojego chłopaka Kennedy’ego,  z którym jest w związku już od czasów liceum, a któremu marzy się kariera polityczna. Jackie dostrzega, że od jakiegoś czasu Kennedy zachowuje się inaczej, jest bardziej powściągliwy, oschły, jednak decyduje się to zignorować, tłumacząc chłopaka ciężką pracą nad przygotowaniami do egzaminów. Pewnego popołudnia chłopak otwiera się przed Jaqueline i daje jej jasno do zrozumienia, że związek monogamiczny w tym wieku nie bardzo mu służy, że zanim rozpocznie karierę polityczną, musi się wyszaleć, bo potem nie będzie miał na to szans. Dziewczyna, w stanie kompletnego szoku i załamania, opuszcza zajęcia i nie przychodzi na egzaminy, robiąc sobie spore zaległości. Jakby tego było mało, impreza Halloweenowa, na której miała być kierowcą swojej przyjaciółki, kończy się dla Jackie kompletną porażką. Wracając po ciemku do auta, dziewczyna zostaje zaatakowana przez pijanego kolegę, który zgwałciłby ją na samochodowym parkingu, gdyby nie tajemniczy chłopak, który obronił ją przed napastnikiem. Dziewczynie ciężko pozbierać się po wydarzeniach ostatnich tygodni, jednak Erin – współlokatorka, a zarazem przyjaciółka – siłą wyciąga ją z łóżka i zabiera na wykłady. Tu pojawia się kolejny kłopot – do tej pory Jakie zajmowała miejsce obok Kennedy’ego, teraz musiała wybrać inne, gdyż wspomnienia związane z dniem ich zerwania były wciąż świeże i bolesne. Jaqueline przenosi się na tyły sali i… odnajduje tam swego wybawcę. Ten dzień jednak również nie przynosi dziewczynie najlepszych wiadomości. Uświadomiona przez dr Hallera wie już, że po dwutygodniowej nieobecności na wykładach z ekonomii, ciężko będzie jej nadrobić materiał i zaliczyć egzaminy, na których jej nie było. Wykładowca jednak idzie Jackie na rękę i zgadza się dać jej kolejną szansę, pod warunkiem, że wykona projekt, który jej zleci, sugerując przy tym, by skontaktowała się z tutorem, który chętnie pomoże jej w tym zadaniu. Tym sposobem, poprzez wymianę maili, dziewczyna zaprzyjaźnia się z Landonem, tutorem ekonomii, co wcale nie przeszkadza jej w jednoczesnym zaprzyjaźnianiu się z Lucasem, chłopakiem, który uchronił ją przed gwałtem, a który w miarę zapoznawania, wydaje się coraz bardziej tajemniczy i pełen sekretów. To jednak nie wszystko. Na Jaqueline wciąż czeka masa niebezpieczeństw i kłopotów, z którymi nie zawsze będzie w stanie poradzić sobie na własną rękę.

Powieść określana jest mianem romansu obyczajowego. Porywającego, opisującego miłość piękną i potężną. Szczerze? Bez przesady. Owszem, książkę czyta się szybko i dość przyjemnie, ale brak tu przyspieszonego tętna i wypieków na twarzy. Dobra do pociągu czy samolotu, bo to całkiem porządny czasoumilacz, ale żeby coś więcej…?

Przyznam szczerze, że podczas czytania ciągle nasuwało mi się określenie „zmierzch In real life”. On ratuje ją z opresji, jest tajemniczy, mają wspólnie zajęcia, on jest (oczywiście) nieziemsko wręcz przystojny - tak samo jak Kennedy zretszą… i praktycznie każdy szkolny byczek. W ogóle tutaj urodę chłopców można określić albo jako „zabójczo przystojny o hipnotyzujących oczętach”, albo „biceps palce lizać”, albo „pryszczaty troll” i nie ma nic pomiędzy. Głowna bohaterka mimo że niegłupia i piątkowa uczennica, to jednak dość często wydawała mi się infantylna i jakaś taka nijaka. Okropnie drażniło mnie to, że okazywała się płytka jak woda w klozecie, kiedy temat schodził na facetów; „ten jest przystojny, omójbożejakiprzystojny, a ten to ojezu masakra jakaś, ogólnie inteligencja jest ok, sama jestem inteligentna i Landon jest inteligentny, ale Landona jeszcze na oczy nie widziałam, więc ojezusmaria, co będzie jeśli okaże się, że on wygląda tak jak ten koleś, który właśnie mnie minął” – tak to mniej więcej wyglądało i doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Nie zrozumcie mnie źle – ja UWIELBIAM romanse, ale jednak oczekuję czegoś więcej, a tutaj nie ma wiele więcej niż w standardowym romansie. POZA TYM, Jackie omal nie została zgwałcona. I to kilkukrotnie. Sposób, w jaki sobie z tym radzi jest co najmniej niedorzeczny i nieprawdziwy. Moja przyjaciółka przeszła przez coś podobnego (z tym, że jej żaden Lucas nie przyszedł na pomoc) i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że sytuacje i zachowania opisane w „Tak blisko…” tak mają się do rzeczywistych jak My Little pony do Koszmaru z Ulicy Wiązów. Autorka zrobiła niewystarczający research, jeśli w ogóle jakikolwiek zrobiła.

Przejdźmy do Lucasa, wybawiciela. Chłopak jest ciekawy. Jest tajemniczy, wcale niegłupi, zdolny, bo świetnie rysuje i gada całkiem do rzeczy. Lucas to bad boy – chłopak, o którym chcemy i lubimy czytać. Mało tego, Lucas to chłopak z przeszłością, który przeszedł przez piekło, co czyni go jeszcze bardziej wrażliwym, słowem – mieszanka, która nie istnieje w realu, dlatego chętnie sięgamy po książki takie jak „Tak blisko…”.

Fabuła szalenie porywająca nie jest, jak to w przypadku obyczajówek bywa, i żadnych części ciała mi nie urwało, nie ukrywam jednak, że książkę czytało mi się dobrze, lekko i bez zgrzytów, ale oczekiwałam więcej.


Komu polecam? Nastolatkom, bo to powieść skierowana zdecydowanie do nastoletnich czytelniczek, oraz osobom, które mają ochotę na coś lekkiego na niedzielne leniwe popołudnie.

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Jaguar

____________________________________________________________________

Notka od moi. Znów będę musiała się na pewien czas ulotnić, mam nadzieję, że będzie to jedynie kilka dni, nie dłużej. Mam bowiem w planach zaprojektowanie własnej naklejki na kindla i jeśli chcę, żeby wyglądało to w miarę dobrze, muszę jakiś czas poświęcić fotoszopowi, a jak już się tym zajmę, to – jak znam siebie – będzie tak, jakby mnie wcale nie było :D Ale zaplanowałam już sobie, co będę czytała jako następne, więc recenzja ukaże się wcześniej niż za pół roku :D 


wtorek, 23 lipca 2013

Ewa Białołęcka – Wiedźma.com.pl



Tytuł: Wiedźma.com.pl
Autor: Ewa Białołęcka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Opis książki: Z nią zdradzicie nawet swój komputer!Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom... Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.I TO BEZ POMOCY GOOGLE!Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie...Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina - mix o idealnie wyważonych proporcjach...
Ocena: 5/6

Na wstępie oczywiście prywata. Zacznijmy od tego, jak w ogóle doszło do tego, że napisałam jakąkolwiek recenzję. Otóż przeczytałam książkę. Stało się to dość niespodziewanie, mianowicie dwa wieczory temu poczułam fizyczny niemal ból, który był efektem tęsknoty za książkami (trwało to dość długo, ale raz, że praca, a dwa, że wisi nade mną widmo „Ireny”, którą muszę przeczytać, a co idzie mi dość opornie i to z jednego, konkretnego powodu, ale o tym później). Jako że skończyłam tworzyć sherlockowego gifseta na tumblra, na który pomysł od jakiegoś już czasu chodził mi po głowie, a który zajął mi, nie przymierzając, jakieś dwa dni, poczułam się dziwnie odciążona (nie wiem, jak Wy, ale ja, jak coś sobie umyślę, to dopóki planu nie zrealizuję, chodzę jakaś zestresowana). Wtedy dotarło do mnie, jak strasznie tęsknię za książkami. Normalnie jak Mjolnirem w potylicę. Wygrzebałam więc gdzieś z czeluści dysku twardego zakurzony folder o wdzięcznej nazwie „książeczki” i odpaliłam pierwszą z brzegu. Nie było czasu na zrzucanie na czytnik, musiałam coś przeczytać natychmiast. I jak odpaliłam, tak za jednym posiedzeniem przeczytałam mniej więcej połowę. Teraz czas na recenzję właściwą.

                                                                  ***

„Wiedźma.com.pl” to historia młodej, samotnej matki zajmującej się redagowaniem książek. Krystyna Szyft, bądź też Reszka dla rodziny i znajomych, wraz ze swoją latoroślą pomieszkuje kątem u rodziców, borykając się przy okazji z kłopotami finansowymi. Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, Reszka dowiaduje się, że dostała spadek. I to nie jakiś tam pierścionek z tombaku z oczkiem udającym rubin – nie, nie. Kobieta otrzymała dom od Katarzyny Szyft – osobie zupełnie sobie nieznanej, warto dodać – we wsi o jakże uroczej i ortograficznie niepoprawnej nazwie Czcinka. Jako osobnik uzależniony od Internetu, czym prędzej wklepuje Czcionkę w Google i… i nic. Czcinki w Googlach nie ma. Nie ma jej też na mapach, tak zwykłych, jak i sztabowych użyczonych przez kolegę Krystiana Szyfta – ojca Reszki. Teoretycznie Czcinka po prostu nie istniała. Na szczęście Czcinkę podciągnięto pod oddział pocztowy w Tarnikach, o których Internet już coś niecoś słyszał. Krystyna więc, po załatwieniu formalności u notariusza, pakuje torbę i wyrusza obejrzeć swój spadek.

Będąc w Tarnikach, Reszka odwiedza pierwszy lepszy spożywczak, żeby rozeznać się, jak do tej Czcinki dotrzeć, o ile ów Czcinka w ogóle istnieje. Okazuje się, że do wioski można dość jedynie „z buta”. Trzy kilometry ścieżką przez las. Eskortowana przez wątpliwej inteligencji, acz solidnej postury młodzieńca (który zachowywał się co najmniej dziwnie, a po pewnym czasie czmychnął po prostu na rowerze, zostawiając Reszkę samą w środku lasu) trafia w końcu do miejsca przeznaczenia. Czcinka okazuje się wioską nie byle jaką, gdyż Krystyna ma wrażenie, jakby przeniosła się w czasie, a uczucie to pogłębia się, kiedy dostaje się do swojego domu (co zresztą nie odbyło się łatwo, przyjemnie i bez walki) i zastaje tam kuchnię węglową, brak pralki, a o istnieniu – a raczej nieistnieniu – wanny chyba nawet nie warto wspominać. Pierwszej nocy Krystyny w przyszłym miejscu zamiesz(k)ania także nie można zaliczyć do udanych, gdyż ktoś bezczelnie próbuje włamać się do domostwa. Atak zostaje odparty tłuczkiem do mięsa.

W miarę zapoznawania się z „tubylcami”, Reszka odkrywa, że w Czcince nazwisko Szyft budzi szacunek graniczący ze strachem, a sama Katarzyna Szyft traktowana była niemalże jak Królowa Matka. Po drodze młoda kobieta zaprzyjaźnia się z pasierbem swojej ciotecznej babki, a jednocześnie jedynym w miarę inteligentnym okazem w okolicy, Andrzejem Kobielakiem, który dodatkowo okazuje się być lekarzem. Im dłużej jednak Reszka przebywa w Czcince, tym dziwniejsze rzeczy dzieją się dookoła niej, a ona coraz częściej i coraz intensywniej zastanawia się, dlaczego to właśnie ona otrzymała ten dom po Katarzynie Szyft. Kim była ta kobieta i co takiego wydarzyło się w wiosce na przestrzeni lat?

Tyle o samej fabule. I tak mam wrażenie, że za dużo zdradziłam. Teraz konkrety.

Książka jest dobra. Przyjemnie się czyta, styl autorki jest naprawdę godny podziwu, słownictwo i lekkość, z jaką nim operuje, to prawdziwa uczta dla oczu. Po przeczytaniu nasuwa mi się stwierdzenie „błyskotliwa i pełna humoru”, bo tego tutaj niemało. Nie brak też elementu zaskoczenia, grozy, a i wątków paranormalnych jest sporo (w zasadzie, to jest to podstawa książki, tak szczerze mówiąc). Urzeka relacja Reszki z jej synem Jeremim, a także relacja dziadek – wnuk. Naprawdę można poczuć zażyłość łączącą tych ludzi. W książce nie brak też wątku miłosnego, trochę niepotrzebnego moim zdaniem i nieco kulawego, bez niego byłoby równie ciekawie. Co do postaci głównej bohaterki, to ogólnie rzecz biorąc jestem na tak. Fajna babka, z fajnym dzieciakiem i fajną, choć może niezbyt dobrze płatną pracą. Było jednak coś, co irytowało mnie niemożebnie. Chodzi tu mianowicie o udawanie babki typu „jestem samowystarczalna, mam wysokie ajkju i nie zawaham się go użyć, pyskata, sarkastyczna, niczego się nie boję, słowem rżnę trudną do zdobycia, ale niech tylko jakiś facet okaże mi trochę ciepła, to chętnie do niego przylgnę i już raczej nie odpuszczę”. Nienawidzę tego, po prostu nienawidzę (i to jest właśnie powód, dla którego kilka miesięcy odstawiłam „Irenę”). Nie cierpię, kiedy ktoś traktuje ludzi z góry i wydaje mu się, że jest jakimś cudem lepszy od nich. Reszka taka właśnie momentami była, ale w ogólnym rozrachunku była raczej do zniesienia.

Ogólnie książka jest miła w odbiorze, lekko, szybko i przyjemnie się czyta i jest dość wciągająca (czytałam dzisiaj do 4 z groszami). Polecam tym, którzy mają ochotę na coś, co nie jest opasłym tomiszczem, a przy okazji ma ciekawą fabułę i jest po prostu miłe dla oka.

linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...