sobota, 10 listopada 2012

Colleen Houck - Klątwa tygrysa


Autor: Colleen Houck
Tytuł: Klątwa tygrysa
Wydawnictwo: Otwarte
Opis książki: Literacki fenomen! Powieść odrzucona przez wydawców, ukochana przez setki tysięcy czytelników na całym świecie!
Magnetyczne oczy tygrysa.
Pradawna klątwa, którą zdjąć może tylko ona.
Namiętność silniejsza niż strach.
Razem muszą stawić czoła mrocznym siłom.
Czy poświęcą wszystko w imię miłości?
Ocena: 1/6

Będzie dłużej niż zwykle. Muszę się Wam wyżalić.

Ponownie skuszona pozytywnymi opiniami o książce (oraz odrobinkę jej prześliczną okładką), sięgnęłam po nią i ja. Lubię romanse paranormalne, w których występują zmiennokształtni, więc z chęcią zabrałam się za czytanie, ale od początku.

Kelsey to osierocona dziewczyna, która jako świeżo upieczona absolwenta liceum, postanawia zasmakować dorosłego życia. Rozpoczyna pracę w wędrownym cyrku, sprzątając, sprzedając bilety i opiekując się zwierzętami. Jedno szczególnie przyciąga jej uwagę – biały tygrys o magnetyzującym błękitnym spojrzeniu. Dziewczyna z miejsca stwierdza, że zwierzę jest niesamowite – inteligentne i zadziwiająco spokojne. Od tej pory Kelsey spędza z Dhirenem, bo tak tygrysowi na imię, bardzo dużo czasu. Czyta mu poezję, rysuje go w swoim pamiętniku i zwyczajnie do niego mówi. Sielanka kończy się, kiedy do cyrku przyjeżdża Anik Kadam, który proponuje właścicielowi cyrku ogromną sumę za Dhirena. Ten oczywiście zgadza się, a Kelsey pogrąża się w żalu, zdając sobie sprawę, że więcej tygrysa nie zobaczy. I wtedy Kadam proponuje jej wyjazd do Indii, argumentując to tym, że dziewczyna ma cudowny wpływ na tygrysa i będzie to najlepsze rozwiązanie. Kelsey oczywiście zgadza się, na miejscu natomiast okazuje się, że Dhiren to nie zwykły tygrys, ale człowiek, na którego setki lat temu została rzucona okrutna klątwa. Odtąd Kelsey pomaga mężczyźnie w jej zdjęciu, powoli się w nim zakochując. Czy uda im się przywrócić Dhirenowi człowieczeństwo?

Trochę o głównych bohaterach. Jak mogłabym określić Kelsey w kilku słowach? Nabzdyczona „drama queen”. Po pierwsze: zakochuje się w facecie praktycznie wyłącznie dlatego, że jest niemożliwie przystojny. Po drugie: brak logiki, jakim się kieruje, przestając z Dhirenem, zakrawa o chorobę psychiczną. Nie rozumiem, jak można stworzyć tak niedojrzałą postać. Z jednej strony Kelsey uważa siebie za nic nie wartą szarą myszkę, z drugiej uważa, że jest bardzo cyniczna i sarkastyczna. Otóż Kelsey w pewnym momencie stwierdza, że jest za brzydka dla Rena i zaczyna pomiatać nim jak ścierą do podłogi, chcąc go przez to odepchnąć i zagłuszyć swoje uczucia. Bo po co rozmawiać? Rozmowy na ten temat są takie niedojrzałe i w ogóle passe. Kelsey to taka trochę Mary Sue, której wszystko się udaje, jest inteligentna i błyskotliwa (przez całą książkę czekałam na ten przebłysk inteligencji – nie doczekałam się), ale sama nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka jest wspaniała. I piękna w dodatku.

Dhiren zwany Renem to książę (oczywiście) zaklęty w tygrysa przez okrutnego niedoszłego teścia. Tak naprawdę nie do końca wiemy, jak to się stało, ale bez tego nie byłoby książki, więc pomińmy ten element. Skoro autorce wydał się nie wart rozwinięcia czy choćby wyjaśnień, to i czytelnik nie powinien się przejmować. Tak więc Dhiren jest wspaniałym tygrysem, który okazuje się jeszcze wspanialszym, oślepiająco pięknym induskim księciem o błękitnym spojrzeniu i uśmiechu rodem z reklam wybielających past do zębów. Dhiren nie ma wad. Jest za to przerysowany do granic możliwości i porównany do ciemnoskórej mieszanki Ryana Goslinga i Roberta Pattinsona. Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, w oparciu o co powstała „Klątwa tygrysa”? Ren to dziwna postać. Im bardziej Kelsey go odtrąca i im bardziej jest w stosunku do niego opryskliwa i chamska (w języku autorki: sarkastyczna i cyniczna), tym bardziej on do niej lgnie i przybiega jak merdający ogonkiem szczeniaczek. Ale żeby nie było tak różowo – Dhiren ma brata, którego Kelsey uwielbia. Nie wiadomo dlaczego, widocznie imponuje jej fakt, że on też się nią zainteresował. A może w iście gówniarski sposób chce wywołać w Renie zazdrość.

Ta książka jest zła. Nigdy nie powinna powstać ani zostać wydana. Rozumiem teraz wszystkich wydawców, którzy odmówili Houck. Ale Houck nie dała za wygraną. Wydała książkę za własne pieniądze. Tak robią tylko dwa rodzaje autorów – ci, którzy są absolutnie genialni, ale ich pomysł po prostu nie trafia do wydawców i ci, którzy są zarozumiali i muszą postawić na swoim, choćby kosztowało ich to cały dorobek życia. Niestety o tych pierwszych krążą jedynie legendy.

Nie rozumiem, jak coś tak płytkiego stało się tak poczytną książką, „literackim fenomenem”. W opisie książki zacytowana została również Fitzpatrick, autorka serii „Szeptem” (ponoć dobrej, miałam zamiar przeczytać, ale teraz trochę zwątpiłam), która zachwyca się „Klątwą tygrysa”. Jak? Jakim cudem? Jak to się stało? Albo "Sama J.K. Rowling chciałaby napisać taką książkę!" - zagotowałam się.

Może i był jakiś pomysł oparty na wrzuconych do jednego gara i wymieszanych legendach wielu kultur. Może i byłoby z tego coś ciekawego, gdyby za pisanie wzięła się osoba z wypracowanym warsztatem, bądź wrodzonym talentem, a nie dziewczyna, która zafascynowana „Zmierzchem” stworzyła coś – nie do końca wiadomo co – a przy okazji miała trochę grosza, żeby zapłacić za wydanie tego tworu, co już samo w sobie daje do myślenia.

Książkę pewnie dałoby się czytać bez obrzydzenia, gdyby autorka darowała sobie dialogi. Drętwe, okropnie zbudowane, bez poczucia humoru, bez polotu, żenujące i żałosne.

Naprawdę jeszcze wczoraj pomyślałam: Okej, nie jest dobrze, ale przeczytam całą serię, bo tak po prostu wypada. Dzisiaj stwierdzam, że jest to absolutnie niemożliwe. Po prostu nie wytrzymam psychicznie, jeśli dalej będę musiała czytać przemyślenia i błyskotliwe uwagi panny Kelsey oraz to, jak bardzo kocha Rena, ale jak bardzo nie może z nim być, dlatego że… Sama właściwie nie wie dlaczego. Podejrzewam, że autorka też nie wie, a ja nie wiem tym bardziej.

Jak zawsze, chcąc podsumować opinię o książce, powinnam napisać, komu polecam. Nie napiszę. Cały nakład powinno się spalić i jak najszybciej o tej serii zapomnieć.


Seria "Klątwa tygrysa":
Klątwa tygrysa 
Wyzwanie
Wyprawa

13 komentarzy:

  1. Oj miałam kiedyś w ręku i szczerze powiedziawszy, porzuciłam ją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze zrobiłaś. Szkoda czasu i pieniędzy. Nawet nie warto o tej książce myśleć.

      Usuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Blog. Tutaj znajdziesz więcej informacji: http://pudelko-ksiazek.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie tam się ta książka podobała. Nie jest to może arcydzieło, ale z chęcią sięgnę po drugą część.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od początku miałam wątpliwości co do tej serii, więc spokojnie odpuszczę sobie tę serię. Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta okładka niesamowicie pobudza moją wyobraźnię. ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do blogowej zabawy, do której wytypowałam również Ciebie:
    http://ksiazka-oderwaniem.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html
    :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze nie czytalem tej ksiazki, ale mysle, ze warto to zmienic i nadrobic zaleglosci :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze jakiś czas temu miałam ochotę przeczytać tę książkę, jednak Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że raczej nie warto. Nikt przecież tak nisko bezpodstawnie nie ocenia książki:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Faktycznie, książka mocno Cię zirytowała, mnie też krew zepsuła, ale umiem się cieszyć drobnostkami, więc kilku zalet się dopatrzyłam ;)

    Co tu dużo pisać, powieść jest fatalna, ale jakoś dziwnym trafem niektórym czytelnikom się podoba, o co w tym chodzi ... nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie to idealna historia miłosna. Nie wiedziałam, że tak wielu książka się nie podobała. Mnie się szalenie podobała. Przeczytałam 3 tomy i niecierpliwie czekam na następny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Twoja recenzja wywołała u mnie fale śmiechu. Dziękuję ;)
    Nie wiem czemu, ale jak czytam opinie o takich romansach to zawsze chce mi się śmiać. Dodatkowo bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz.
    A co do spalenia całego nakładu książek- to ja biorę benzynę, ty zapałki!
    Tylko smutne jest to, że tak beznadziejne książki mają takie ładne okładki *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby jeszcze okładka była brzydka, to chyba bym się w ogóle rozpłakała.

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, wszelkie komentarze są bardzo mile widziane :)

linkwithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...